„Siedzi osioł przy laptopie i co chwilę w laptop kopie” – o pasji tworzenia rymowanek Pani Izabeli Mikrut!

Dodano: 02 października 2012r.

Tagi: , , , ,

Bezpieczny i radosny świat każdego dziecka powinien być wzbogacony nieograniczonym dostępem do bajek – czytanych bajek – które rozwijają wyobraźnię, wspomagają tworzenie świata zabawy, kreatywności i wywołują szczery śmiech. Udało nam się spotkać na drodze do świata takich inspirujących wydarzeń dla dzieci postać, która otoczona jest niezwykłą magią pisania rymowanek. Zachęcamy do przeczytania wywiadu z Panią Izabelą Mikrut, która tworzy i kreuje dziecięce wierszyki i rymowanki – bez ograniczeń wiekowych!

[Redakcja] Skąd pomysł na pisanie rymowanych wierszyków dla dzieci?

[Izabela Mikrut] Ze spostrzeżenia, że większość satyryków zajmowała się także pisaniem bajek. Nie tylko nieśmiertelni Brzechwa i Tuwim, ale też Załucki, Groński czy Kern bawili dzieci i dorosłych. Postanowiłam spróbować swoich sił w tej dziedzinie, zwłaszcza, że kiedyś to dla mnie tata pisał codziennie rymowanki, które zresztą uwielbiałam. Pierwsze bajki testowałam na dzieciach znajomych. Początkowo miał to być sposób na wyćwiczenie kreatywności i sprawdzanie pisarskiego warsztatu, później pomysł coraz bardziej się rozrastał, aż powstał dla niego specjalny facebookowy profil: www.facebook.com/bajki.iza.mikrut – na którym staram się dodawać kolejne wierszyki dość regularnie. Nie trzeba nawet mieć konta na facebooku, żeby czytać bajki.

Codzienne czytanie dzieciom zaprocentuje w przyszłości – tego nie da się zastąpić programami telewizyjnymi czy komputerowymi grami. Mam nadzieję, że nawet najbardziej zapracowani, zabiegani i zmęczeni rodzice znajdą chwilę, by wieczorem usiąść i przeczytać maluchowi krótką, śmieszną bajkę – nie zajmie to wiele czasu, nic nie kosztuje, a przyniesie same korzyści. Dlatego też cały czas rozwijam swój profil i chcę dotrzeć do jak największej liczby rodziców, dostarczam im codziennej porcji bajek, żeby nie mogli wykręcić się od czytania dzieciom.

[Redakcja] Jaka tematyka Panią najbardziej inspiruje – edukacyjna, problemowa czy raczej swobodna, na zasadzie impulsu, czy zaobserwowanego zjawiska?

[Izabela Mikrut] Uwielbiam delikatny absurd, który pozwala w bajkach rozwijać wyobraźnię. Problem w tym, że dzisiaj na rynku wydawniczym literatury dla dzieci panuje dziwne przekonanie o potrzebie publikowania przede wszystkim tekstów edukacyjnych czy pedagogicznych. W efekcie zarzuca się dzieci słabymi historyjkami o tendencyjnych fabułach i przewidywalnych morałach, a maluchy nie mają się jak przed tym bronić. Brakuje miejsca na zabawę, na czystą radość śledzenia opowieści. Z reguły moje bajki wyrastają z pytania „co by było, gdyby” (… gdybym mieszkała w bloku pełnym smoków) – albo po prostu z narzucającego się rymu („siedzi osioł przy laptopie i co chwilę w laptop kopie”). Zdarza się, że to echo nietypowych doświadczeń (znaleźliśmy kiedyś w pewnej sali kompletnie rozstrojone pianino i bardzo pogięty puzon, stąd wzięła się bajka o trzech myszach, które chciały dać koncert). Przeważnie jednak unikam czytelnych odniesień do codzienności, w moich bajkach zwierzęta zachowują się jak ludzie, a ludzie mają bardzo nietypowe cechy lub umiejętności. Liczy się tylko fantazja, oryginalność i humor. Ma być śmiesznie i ciekawie. Słaba bajka edukacyjna wyrządzi więcej szkód niż absurdalna historyjka bez morału. Dorośli nie lubią być pouczani – dlaczego więc bez przerwy zamęczać połajankami najmłodszych? Literatura może dostarczać przecież czystej rozrywki, wytchnienia i radości. Tu widzę miejsce dla siebie.

[Redakcja] Czy organizuje Pani spotkania autorskie z dziećmi? Jak najmłodsi reagują na Pani wierszyki?
 [Izabela Mikrut] Bywam na spotkaniach autorskich, chociaż na razie jeszcze czuję przed nimi ogromną tremę. Nie mam oporów przed wychodzeniem z kabaretowym tekstem na scenę. Ale kiedy mam stanąć przed grupą dzieci i opowiadać im o pracy bajkopisarza – odczuwam dyskomfort. Najchętniej ukryłabym się za tekstami, te nie zawodzą. Może w przyszłości ułatwię sobie zadanie, zaproponuję jakieś bajkopisarskie warsztaty, czy wspólne tworzenie historii… na razie szukam swojego pomysłu na spotkania.

Za to niemal codziennie ktoś pisze mi (albo opowiada) o tym, jak bardzo dzieci śmieją się, gdy słuchają moich bajek. Jak dobrze się przy tym bawią, jak chętnie wracają do tomików i do tekstów publikowanych na stronie. Nie ukrywam, że to cieszy najbardziej.

[Redakcja] Pani wierszyki mają swoje publikacje książkowe, skąd więc pomysł, aby dodatkowo publikować je na swoim facebookowym profilu? Czy są to Pani nowości, inspiracje, czy forma dodatkowej promocji zachęcającej do zakupu książeczek dla dzieci?

[Izabela Mikrut] Teksty z moich książek nie trafiają na facebookową stronę. Wyjątkiem jest tomik bajek „Słonie na pontonie”: to właśnie ze stu dwudziestu bajek opublikowanych na prywatnym profilu pani redaktor Anna Piecuch z wydawnictwa WAM wybrała sobie osiemnaście historii, znalazła do nich satyrycznego ilustratora i stworzyła książkę, o jakiej obie marzyłyśmy. Tekstów z pozostałych tomików (tych już wydanych, i tych przygotowywanych do druku) na profilu nie ma i nie będzie, chyba że znajdzie się następny zainteresowany wierszykami z facebookowej strony wydawca. Mam nadzieję, że tak się stanie, bo „Słonie” cieszą się wielkim powodzeniem.

Na facebookowym profilu pojawiają się bajki pisane na bieżąco, bajki, które powstają i są publikowane w ciągu jednego dnia. Łatwo się o tym przekonać, choćby składając „zamówienie” na bajkę o czymś konkretnym – zwykle, jeśli nie ma kolejki, tekst pojawia się już następnego dnia.

Być może jest to forma promocji, na pewno – sposób na kontakt z czytelnikami. To również zmuszenie się do stałego twórczego wysiłku, przełamywania niemocy pisarskiej, próba samodoskonalenia. Ale przede wszystkim chodzi o to, by zachęcić rodziców do regularnego czytania dzieciom.

[Redakcja] Czy ma Pani zawsze przy sobie zestaw do spisywania pomysłów, czy zapamiętuje Pani wszystko i dopiero ostateczna wersja powstaje w domowych warunkach?

[Izabela Mikrut] „Zestaw do spisywania pomysłów” składa się w moim przypadku z kartki i ołówka – i mam go zawsze pod ręką. Zwłaszcza że już prawie nie piszę bajek w domu. Większość powstaje w autobusach – tam najwygodniej mi się pisze i najwięcej wymyśla. Skoro nie mogę podczas jazdy robić nic ciekawszego, tworzę. W domowych warunkach powstaje niewiele. Zwykle też pierwsza wersja staje się wersją ostateczną.

[Redakcja] Pani pasją obok tematyki związanej z dziecięcymi rymowankami, zajmuje się Pani także satyrą i kabaretem. Czy tworzy Pani także dla dorosłych, może dla rodziców?

[Izabela Mikrut] Od pisania dla dorosłych zaczynałam. Szczęśliwie ominął mnie okres tworzenia wierszy romantycznych i poważnych, nigdy nie kusiła mnie literatura piękna, za to szukałam sposobów na rozbawienie czytelników. Warsztatu uczyłam się na tekstach satyrycznych, metodą prób i błędów, ale też – dzięki wskazówkom od najlepszych autorów. Łatwiej mi teraz w bajkach o zaskoczenie czytelników czy rozbawienie ich – po prostu na historie dla najmłodszych przekładam mechanizmy działania humoru. Cały czas też wierzę w to, że dorośli dobrze bawią się również przy moich bajkach. W końcu każdy ma w sobie trochę z dziecka, a pogoda ducha przydaje się bez względu na metrykę.

[Redakcja] Czy Pani rymowanki w kolejności numerycznej – mają swojego bohatera, czy raczej bohaterem może zostać każdy?

[Izabela Mikrut] Numerowanie bajek ma być tylko ułatwieniem dla odbiorców – żeby łatwiej im było dotrzeć do nieczytanych jeszcze tekstów. Nie łączy za to bajek w cykl.

Bohaterem może być każdy – przez sto pierwszych tekstów, jeszcze na prywatnym profilu, były to zwierzęta. Potem spróbowałam urozmaicić tę sferę: pojawił się pan z ołówkiem na czubku głowy, magiczna koszula, która po przytuleniu likwiduje smutki, czekoladowa kraina, maszyna do tworzenia snów, bajki w naparstkach, szczerbaty pirat czy listonosz, który zamiast listów roznosi pomidory. Zwierzęta powracają ciągle – bo też wszyscy lubią bajki o nich.

Czytelnicy facebookowego profilu mogą zamawiać sobie bajki o wybranych przez siebie bohaterach: tak powstała rymowanka o niemilcu, o krecie, który zamienił się w jeża, czy o trytytkach. Zaproponowałam też zabawę: każdy (dziecko i dorosły) może coś narysować, przesłać mi skan albo zdjęcie rysunku i… czekać na bajkę dopisaną do obrazka. Efekty pojawiają się na stronie.

[Redakcja] Czy tworzy Pani także bajki napisane prozą?

[Izabela Mikrut] Tak, chociaż rzadziej niż rymowanki. W bajce rymowanej łatwiej mi zaskakiwać czytelników (a i samą siebie). Ale z rozmaitych zaskoczeń powstała cała seria opowiadań „A moja ciotka” – ten cykl czeka teraz na wydawcę. Prozą piszę też część bajek teatralnych. Chcę jednak być kojarzona przede wszystkim z absurdalnymi historiami rymowanymi, a przy tym udowadniać, że rymowanka nie musi oznaczać czegoś błahego i prostego. Z takim podejściem spotykam się często – kiedy proponuję swoje bajki wydawcom, zdarza się, że propozycje zostają odrzucone bez czytania „bo to wierszyki, a my nie wydajemy wierszyków”. Fakt, że wśród rymujących autorów mnóstwo jest grafomanów, ale to przecież nienowe zjawisko.

Poza tym warto też pamiętać, że to właśnie rymowanki najszybciej zapadają w pamięć dzieciom. Maluchy, które nie rozumieją jeszcze ich sensu, będą się bawiły rytmem, współbrzmieniami, melodią opowieści. Dlatego taka forma najbardziej mi odpowiada.

[Redakcja] Na swoim profilu wspomina Pani o sztuce teatralnej dla dzieci. Czy chciałaby Pani tworzyć scenariusze dla zawodowych aktorów, czy raczej Pani aktorami mogłyby zostać dzieci?

[Izabela Mikrut] Tak naprawdę piszę i dla zawodowych aktorów, i dla dzieci. W tej chwili trwają prace nad dwiema bajkami teatralnymi przygotowywanymi przez profesjonalnych aktorów. Następne historie czekają w kolejce.

Z bajkami teatralnymi dla dzieci jako aktorów zaczęłam eksperymentować przypadkiem. Sergiusz Brożek, Naczelny Ogrodnik Chorzowskiego Teatru Ogrodowego, zaprosił mnie do udziału w Dziecinadzie – wielkim święcie dzieci. Pojawiła się tam, jako jeden z punktów programu, gra terenowa, która miała pokazać najmłodszym mechanizmy działania teatru. Na kolejnych stanowiskach maluchy przygotowywały między innymi dekoracje i lalki, a w finale wszyscy chętni zagrali w krótkim przedstawieniu, „Uratujcie królewnę” – do tego przedstawienia napisałam tekst. Mam nadzieję, że Dziecinada wpisze się do programu Chorzowskiego Teatru Ogrodowego na stałe – i że będziemy tam mogli dalej bawić się w interaktywny teatr.

Serdecznie dziękujemy za niezwykle interesującą i skłaniającą do wielu refleksji rozmowę.

Autor:

Serwis dla rodziców, wydarzenia, wywiady, recenzje

Poinformujemy Cię o kolejnych treściach.

Poinformuj nas o ciekawym artykule! | +
JR

Patronaty

Imię i nazwisko (wymagane)

Adres email (wymagane)

Temat

Treść wiadomości

Zamknij